piątek, 28 grudnia 2012

   Nie tak miało być. Plan był inny... Miałam mianowicie wrócić z naszej pierwszej randki, opisać ją dokładnie w pamiętniku i dodać na zakończenie, że po raz kolejny pierwsza randka okazała się być ostatnią. Tak, z takim właśnie pesymistycznym nastawieniem 29 listopada szłam w umówione miejsce, bo przecież zbyt wiele razy szłam na randkę numer jeden cała w skowronkach, a wracałam jak oblana kubłem zimnej wody... Ale tym razem nie pykło, czar nie prysnął.
   Minął miesiąc, który wbrew pozorom nie był taki łatwy. Pytań i wątpliwości w mojej głowie nie było końca, demony przeszłości na każdym kroku dawały o sobie znać, a otaczająca mnie rzeczywistość nie pomagała. W tym wszystkim tylko On był constans. BYŁ i to okazało się dla mnie zbawienne, bo w Jego ramionach moje rozterki przestawały istnieć. To mi uświadomiło, że jak zwykle sama sobie wszystko komplikuję i przestałam analizować, dzięki czemu pozwoliłam sytuacji sunąć do przodu własnym torem.
   I z czasem żałuję tylko tego, że przez te ostatnie 30 dni nie napisałam ani słowa w moim pamiętniku, bo przy mojej kiepskiej pamięci On ma teraz świetne pole do popisu do przypominania mi 'nieprawda Kochanie, na trzeciej randce byliśmy tu i tu, a na czwartej tam', 'kwiatka dałem Ci wtedy, to był wtorek, pamiętam', 'jak wtedy jechaliśmy autem to leciała ta piosenka w radio' itp itd.
   Są też jednak takie momenty, których nie zapomnę nigdy - jak np. śpiewał mi na dobranoc 'rudego boja' mojej ukochanej Rihanny, choć to muzyka daleka od tej, której słucha... :)




czwartek, 23 sierpnia 2012

"To pustka w głowie, to pustka w mym słowie,
to pustka w mej duszy tak bardzo mnie suszy..."

   Chaos ucichł. Moje posklejane z wielu tysięcy drobnych kawałeczków serce pękło ze smutku. Ze smutku, który w ciągu ostatnich dwóch dni perfekcyjnie opanował wszystkie sfery mojego życia i odebrał mu kolory.

   Jestem teraz otoczona pustką i pod jej wpływem zapragnęłam dzisiaj, by moja dusza umarła, żebym mogła urodzić się na nowo jako kolejna ja – jeszcze bardziej zimna i nieczuła, ale za to mniej skomplikowana, bo to trudne, kiedy nie rozumie się samej się siebie. Ale wiem, wiem, tak się nie stanie, bo nigdy nie dzieje się tak, jakbym sobie tego życzyła, ciągle wszystko jest na odwrót. Takie moje fatum, które tym razem także nie odpuściło, bo choć nie wiedziałam, czego chcę, to byłam pewna, czego nie chcę, a właśnie to dostałam.

Czuję się skrzywdzona przez los. I płaczę nie za tym, za którym powinnam płakać...


piątek, 17 sierpnia 2012

1. Ja, ja, ja...

    Podoba mi się tu. Czuję się jak w domu, jak u siebie, jak na moich starych śmieciach, a nawet i lepiej. Nowy blog to jak czysta kartka - można zacząć wszystko od nowa i nie potykać się przy tym o wspomnienia, bo nie ma archiwum, nie ma starych znajomych i nie ma wielu mniej i więcej znaczących komentarzy. To wielki plus tego jakże dogłębnie przemyślanego przedsięwzięcia. Będę więc trwać w przekonaniu, że to nowy rozdział mojego życia - wirtualnego i tego realnego trochę też.

    Ci, którzy mnie znali, teraz mnie nie poznają. Zmieniłam się. Mając piętnaście lat byłam bardziej poukładana, niż jestem teraz. Byłam o wiele spokojniejsza, bardziej cicha i nieśmiała. Bałam się ludzi i świata, bałam się życia - i chyba słusznie, bo dało mi nieźle w kość. Za to teraz dobrze wiem kim jestem i jaką gram rolę w tym teatrze życia. Zgodnie z teorią Freuda nie posiadałam mojego prawdziwego ja od narodzin. Musiałam go szukać w rzeczywistości i dopiero niedawno znalazłam. Moje ego. Moje kobiece, pewne siebie i skomplikowane do granic możliwości ego.

    Witajcie w moim świecie.